Obudziłam się pod wieczór z kurewskim bólem głowy. Nie, nie był ani mocny, ani nie do wytrzymania (był zdecydowanie wytrzymywalny), ani nawet napięciowy. Był po prostu kurewski. Wiecie, to takie stadium, kiedy nie jesteś pewny, czy zaraz umrzesz, zwymiotujesz czy poczujesz nieodpartą chęć wypicia gorącej czekolady z mlekiem.
Mnie dopadło to ostatnie. Zerknęłam przelotnie na zegarek i sturlałam się z łóżka. Do lekcji mam czterdzieści minut, powinnam się wyrobić. Czekolada, dwadzieścia krzyżówek na szybko i przygotowanie materiału na lekcje nie zajmie mi dużo czasu.