To był naprawdę dziwny, męczący dzień.
Ophelie zapaliła światło i zamknęła za sobą drzwi, rzucając swoją torbę na podłogę. Z westchnięciem opadła na miękkie siedzisko jednej ze swoich bean bags, zdjęła buty, sięgnęła pod materiał swetra i zdjęła stanik, czując lekkie pieczenie w miejscach w których wżął się on w jej skórę.
Roztarła obtarcia, po czym usiadła przy biurku, włączyła laptopa i pogrążyła się w internecie. Miała masę wiadomości do odpisania, na dodatek Ezra był online; nie widzieli się od dłuższego czasu, zaczynała za nim tęsknić.
"Poznałaś kogoś ciekawego?", zapytał po dłuższej rozmowie i Ophelie uśmiechnęła się lekko; nie widziała jego twarzy, ale wiedziała, że jest trochę zazdrosny.
"Kilka osób.", odpisała. "Jedna dziewczyna chce moje włosy. Inna groziła mi scyzorykiem."
"Co?!"
"¯\_(ツ)_/¯", wysłała w odpowiedzi. "Szkoła artystyczna, nie?"
"Ophelie, jeżeli coś ci się stanie..."
"Nic mi nie będzie. Słowo."
"Kocham cię."
"Ja ciebie też. A teraz idę spać."
Wyłączyła komputer i wygrzebała z szafy płócienną torbę; włożyła do niej piżamę, kosmetyczkę i ręcznik, po czym poszła do łazienki na końcu korytarza żeńskiego akademika, żeby wziąć prysznic. Po dłuższej chwili była już w powrotem w pokoju; zgasiła światło i wygodnie ułożyła się na materacu, nastawiwszy sobie uprzednio budzik.