Poprzednia lokalizacja: Pokój nauczycielski (miałam przestój, przepraszam ♥)
Wgramoliłem się w końcu do mojej jamy nieszczęścia i wiecznej porażki. Ja pierdolę, jaki ja jestem kurwa żałosny. Padłem ciężko na ogromne łóżko i wyjąłem z tylko mi znanej kryjówki zdjęcie. Przedstawiało dziewczynę o lekko falowanych włosach i niesamowicie pochłaniających swoją głębią zielonych oczach. Pogłaskałem wychudłym palcem śliską powierzchnię niewielkiej kartki. To Elena, moja pierwsza prawdziwa miłość. Zginęła lata temu w zawalającym się budynku. Mówiłem jej, żeby tam nie szła, no cholera, mówiłem jej! Ale nie słuchała, jak zwykle. Elena nikogo nigdy nie słuchała, zawsze szła swoją drogą, której nawet ona nigdy do końca nie była pewna. Ale kochałem ją bardzo, i kocham ją nadal. Prawdopodobnie nigdy sobie nie wybaczę, chociaż w głębi duszy wiem, że nie mogłem nic na to poradzić, zatrzymać jej. Ale jeszcze głębiej wiem doskonale, że mogłem tupnąć nogą i podnieść głos, a nic by się nie stało. Może obraziłaby się na mnie, ale by nie zginęła. Moja Elena, moja Elena... Słona łza spłynęła po moim policzku. Lubiła mi coś podśpiewywać gdy siedzieliśmy razem na ławce, jeszcze w Kadic, w paryskim liceum. Opierała głowę o moje kolana, a ja nabawiałem się skrzywienia kręgosłupa, gdy nachylałem się nad kartką, na której coś rysowałem - pobliskie drzewa, kwiaty, znajome i nieznajome twarze, pary, ludzi. Albo moją Elenę właśnie...